niedziela, 9 lutego 2025

Z notatnika Rotmistrza: Wspomnienia Komendanta Wyszkolenia Kawaleryjskiego Szwadronu Kawalerii WP z powstania Szwadronu nigdzie dotąd nie publikowane.

 

2 października minie 25 lat od chwili gdy zacząłem szkolić świeżo powstały Szwadron Kawalerii WP. Do objęcia tej funkcji nakłonił mnie śp. płk Henryk Sołtysik, oficer 1 Dywizji Kawalerii. Od siedmiu lat szkoliłem i dowodziłem Ochotniczym Szwadronem KPW „Krakus”, który utworzyliśmy z Jackiem Jankowskim w jego SJK Pa Ta Taj w Kaniach pod Warszawą.  Siedem lat pracy z krakusami i 18 lat pracy jako instruktor jazdy konnej dało mi podstawy do szkolenia kawalerii, która została wyrugowana z naszego wojska z powodów politycznych w 1948 roku.

            Pan płk Sołtysik obserwował krakusów i mnie od listopada 1998 roku, kiedy zaczęliśmy brać udział w paradach przed Grobem Nieznanego Żołnierza z okazji Świąt Narodowych 3 Maja, 15 Sierpnia oraz 11 Listopada. Po defiladzie 15 sierpnia 2000 r. Pan Pułkownik podszedł do mnie i przedstawił mi problem szkolenia powstającego właśnie w Starej Miłosnej SKWP. Po rozmowie z Prezesem Stowarzyszenia Szwadronu Jazdy RP                p. Romanem Jagielińskim (v-ce Premierem i Ministrem Rolnictwa), które ze strony jeździecko-kawaleryjskiej zabezpieczało powstawanie nowego pododdziału naszego wojska w sobotę 2 października 2000 r. zameldowałem się w Starej Miłosnej aby zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Okazało się, że do szkolenia są dwa pododdziały: Szwadron Wojskowy i Szwadron Ochotniczy Stowarzyszenia (o nim przy innej okazji)

            Działania nad odtworzeniem w Wojsku Polskim pododdziału Kawalerii Konnej (były pancerna i powietrzna) trwały od wielu lat i znalazły ucieleśnienie latem 2000 r. w Starej Miłosnej w ramach II Brygady Wojsk Terytorialnych im. Gen. Kleeberga w Mińsku Mazowieckim.

            Głównym problemem był fakt, że po 52 latach nie istnienia tego rodzaju wojska w naszej armii nie było w niej ani jednego człowieka, który wiedział by „z czym się to je”. Podstawową różnicą było to, że człowiekowi można wydać rozkaz a nie wyszkolonym koniom za pośrednictwem niewyszkolonych żołnierzy NIE ! Te kłopoty nie minęły po 20 latach istnienia Szwadronu, wróćmy jednak do  koni i prawie ułanów.

Szwadron, który właśnie się organizował, liczył 48 ludzi. Dowódca, szef i sześciu podoficerów oraz 40 szeregowych. Jeździć konno potrafił dowódca i podoficerowie, żaden w stopniu bardzo dobrym. Kilku żołnierzy potrafiło siedzieć w siodle a raczej na siodle. W dyspozycji Szwadronu było 40 ogierów, po zakładach treningowych ze stad ogierów z całej Polski. Miały być wywałaszone do końca października.

Podstawowym zadaniem było wyszkolenie koni i ludzi do listopada (1 miesiąc) tak aby Szwadron mógł wziąć udział w Święcie Niepodległości. Do szkolenia ułanów miałem do dyspozycji konie tatersalowe Stowarzyszenia, z których podszkoleni żołnierze byli przesadzani na stopniowo wywałaszane ogiery Szwadronu.  Równocześnie trwało mundurowanie pododdziału w mundury, które chociaż trochę przypominały by sorty przedwojennej kawalerii. Do tego celu wykorzystano mundury właśnie rozwiązywanych Wojsk Nadwiślańskich, szewiotowe w kolorze khaki bryczesy, pięcioguzikowe kurtki, rogatywki i czarne saperko-oficerki. Ustalono również barwy SKWP, miał to być proporczyk amarantowo-granatowy (w II RP barwy CWK w Grudziądzu) i amarantowy otok na czapkach.

Konie „ustawiają w szeregu” Panów Pułkowników.

Od początku dawało się odczuć pobłażliwe traktowanie kawalerii przez oficjeli cywilnych i wojskowych, nauczonych w czasach „komuny”, że kawaleria składała się z niezbyt mądrych ludzi, którzy z szablami i lancami szarżowali na niemieckie czołgi.                          W trakcie pierwszego miesiąca szkolenia konie pokazały, że przedwojenne regulaminy miały głęboki sens i próby obchodzenia ich są tylko stratą czasu. 10 listopada na Pl. Piłsudskiego miała mieć miejsce uroczystość włączenia Szwadronu w poczet formacji reprezentacyjnych WP i wręczenie  Proporca. Pododdziały stały między GNŻ a budynkiem DGW, prostopadle do Grobu. Szwadron stał trzeci od prawego skrzydła . W czasie jednej z prób, osoba pełniąca funkcję Ministra szła przed frontem pododdziałów (koni jeszcze nie było na próbach). Opisywano sytuację: Minister mija pierwszy i drugi pododdział oddając honory ich sztandarom. Wychodzi przed Szwadron, ułani siedzą na koniach. I nagle pada pytanie „Jak to, Minister idzie a ułani siedzą ?” Na nic zdało się tłumaczenie, że kawaleria występuje konno, że przedwojenne regulaminy nie przewidywały innej sytuacji, że wsiadanie na wysokie konie w zapiętych pod szyję mundurach nie jest elementem pokazowym. Najważniejszy „oficjel” wydał decyzję, że ułani będą stać przy koniach i dopiero, gdy Minister przejdzie przed kolejny pododdział Dowódca szwadronu da komendę „do wsiadania, na koń”. Do szkolenia doszło jeszcze równe wsiadanie. Wyglądało już całkiem nieźle, gdy przyszedł czas na próbę generalną z końmi. Z Muzeum WP przywieziono dla żołnierzy oryginalne karabinki Mauser. Wprawdzie to broń kawaleryjska ale długa, ułan ma ją na plecach, przewieszoną przez lewe ramię. Pododdziały stanęły na zbiórce, trzeci z kolei Szwadron, w zwartym dwuszeregu, „burta w burtę”, ułan, koń, ułan, koń. Ułani dumnie z karabinkami na plecach (Szwadron nie miał jeszcze lanc i szabel) w końcu, jak prawdziwe wojsko uzbrojeni. „Minister” minął dwa pierwsze pododdziały, minął Szwadron, Dowódca wyszedł przed szyk, dał głośną komendę „do wsiadania !”. Zgodnie z nią każdy ułan wykonał energicznie „w prawo zwrot”, waląc sąsiedniego, lewego konia lufą Mausera w głowę (przedwojenny regulamin nakazywał rozluzowanie przed wsiadaniem). Jak się to „całe towarzystwo” rozlazło i rozbiegło po placu! Przybiegł oficer z grupy dowodzącej, „będą siedzieć na koniach” powiedział. Sytuacje, które pokazują wyższość przedwojennych regulaminów, opartych na wiekach doświadczeń w obcowaniu z końmi nad „widzi mi się” ludzi, którzy widzieli konie kawaleryjskie tylko na obrazach powtarzają się co jakiś czas. A przecież już w kultowym filmie „Miś” w scenie kręcenia filmu, reżyser mówi z przyganą „Konie opuszczają głowy, czy konie mnie słyszą ?”.

„Sahara” i „glebogryzarka”.

            Szkolenie pododdziału kawalerii liczącego na treningach 18, 24 lub 30 koni było niesamowitym doświadczeniem, niespotykanym przy pracy w szkołach jazdy konnej. Grupa szkolonych jeźdźców nie przekracza na ogół 12 par (koń + jeździec), najczęściej jest ich 8 lub 9. My nie mieliśmy na to czasu. Kawaleria porusza się w kolumnie trójkami, musiałem jednocześnie szkolić ludzi i konie. Gdy tylko żołnierze „chwytali” podstawy jazdy konnej, a przy dwóch treningach dziennie, 6 dni w tygodniu odbywa się to bardzo szybko (kolejne nowe doświadczenie), ustawiałem kolumnę trójkami. W tym szyku jeździliśmy po torze steeplowym w Starej Miłosnej, żołnierze w kolumnie a ja na Dumce, jak owczarek wokół  nich szkoląc jednocześnie ułanów i ich konie. Okazało się, że kolumna kawalerii licząca od trzech sekcji (sekcja – 6 koni) wzwyż działa, jak glebogryzarka. Na szczęście szkolenie na torze steeplowym trwało jedynie dwa tygodnie głównie w stępie a i tak ślady po naszym szkoleniu zarastały kilka lat. W późniejszym okresie „udało mi się” wytratować wszystkie większe place w liczącym ponad 100 ha ośrodku. Roślinność na placu, na którym szwadron ćwiczy pół roku wraca do stanu „zielonego” po trzech latach od zakończenia ćwiczeń. Do stanu pierwotnego nie wraca nigdy.  Rozwiązaniem było by wybudowanie placu 90 m x 30 m z fachowym podłożem i drenażem ale o tym nikt nie chciał słuchać. W czasie Powstania Styczniowego, gdy Moskale rozbili partię powstańczą, aby nie tworzyć miejsc martyrologii wykopywali dół na poległych w drodze a po zasypaniu go przejeżdżali kilkukrotnie szwadronem po tym miejscu w celu zatarcia śladów. Obserwując podłoże na którym szkolił się Szwadron zrozumiałem te działania.

            Teren ćwiczebny w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu w okresie przedwojennym nosił nazwę „Sahara”. Nie chodziło tu tylko o wytratowanie roślinności. Jeżeli po piaszczystym podłożu ( a takie było po wydeptaniu trawy) chodzi duża ilość koni (kilkaset) to w piaszczystym podłożu zachodzą następujące zmiany. Ziarnko piasku uderzone podkutym kopytem rozpada się początkowo na połówki a potem coraz bardziej aż zamienia się w pył. Pył ten unosi się długo w powietrzu. Jeżeli ćwiczą więcej niż dwie sekcje w kolumnie trójkami to po półgodzinie ćwiczeń kawalerzyści trzeciej sekcji wyglądają, jak po pracy na przodku w kopalni. Po godzinie jazdy na jednym placu, cały pododdział tak wygląda bo pył spod kopyt nie ma okazji opaść. Stąd nazwa „Sahara”. Strach myśleć, jak wyglądają drogi oddechowe i płuca koni, które są niżej niż twarze kawalerzystów. Jeżeli na takim placu ćwiczyły trzy lub cztery sekcje, musiałem je ustawiać na odległościach ok. 20 m. aby kurz zdążył opaść, mając na uwadze stan płuc koni i jeźdźców.

Postępy w nauce.

            Już o tym wspominałem, postępy w nauce jeźdźców i koni ćwiczących te same elementy sześć dni w tygodniu, przez kilka miesięcy (ludzie) i kilka lat (konie) są niebywałe. Szczególnie nauczanie jeźdźców było dla mnie, instruktora jeździectwa niesamowitym doświadczeniem. W jeździectwie czy to ochotniczym (kawaleryjskim) czy cywilnym, uczniowie jeżdżą na ogół raz w tygodniu. Okresy częstych jazd mają miejsce tylko na obozach wakacyjnych, około dziesięciu jazd w dwa tygodnie. W przypadku szkolenia kawalerii WP, jeszcze w czasie obowiązywania zasadniczej służby wojskowej, czyli armii z poboru (obecnie mamy armię całkowicie zawodową) mieliśmy nieprzerwanie przez czas trwania służby „obóz jeździecki”. Skutkiem tego nawet żołnierze, którzy nie mieli inklinacji do tego szczególnego sportu, przed odejściem do cywila osiągali całkiem niezły poziom jazdy konnej. Ułan M., ani z sylwetki ani zdolności nie przypominał jeźdźca kawalerii reprezentacyjnej. Jednak, kiedy w dziesiątym miesiącu służby w czasie treningu na hali „wydarłem się” „ułan M. wyprostuj się !”, był w stanie przejechać obwód dużej hali galopem, jak wzorowy kawalerzysta. Innym doświadczeniem był ułan, który przed wojskiem jeździł kilka lat na Torze Wyścigowym we Wrocławiu. Jeździł bardzo pewnie i dobrze ale długotrwała jazda w dosiadzie wyścigowym sprawiła, że gdy przyjął prawidłową sylwetkę kawaleryjską, po pół minucie pot ciekł mu strużkami po twarzy. Przypomniała mi się wtedy wypowiedź p. Pułkownika Sołtysika o jednym z jeźdźców Szwadronu Ochotniczego, gdy namawiał mnie do przejęcia jego funkcji w Starej Miłosnej. „Panie Robercie, a tamten na wyścigach jeździł. Panie, dżokej w kawalerii, toż to pornografia”. W pełni zrozumiałem, że jazda wyścigowa i kawaleryjska nie idą w parze.

Szkolenie kawalerii przy stałym „zestawie” koni i ułanach zmieniających się co kilka miesięcy dało mi okazję do obserwowania, jak konie szkolą żołnierzy reagując na moje komendy szybciej niż rekruci.

 

Weterani.

Niesamowitym doświadczeniem przy szkoleniu Szwadronu był kontakt z dwoma weteranami kawalerii, z Panem Generałem Michałem Gutowskim i Panem Pułkownikiem Henrykiem Sołtysikiem.

Pan Generał przed wojną służył w 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich, jako reprezentant Polski brał udział w Olimpiadzie w Berlinie. We Wrześniu 1939 dowodził 1 szwadronem swego pułku. Nie był w niewoli. Wojnę przesłużył jako kawalerzysta pancerny w 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka. Po wojnie osiadł w Kanadzie, gdzie był trenerem jeździectwa, między innymi wyszkolił reprezentację Kanady do zdobycia złotego medalu na Olimpiadzie w Meksyku w konkurencji WKKW. Do Polski wrócił w 2000 r., gdy powstał Szwadron.

Pan Pułkownik zaczął służbę w 1 Warszawskiej Brygadzie Kawalerii w 1944 r. namówiony przez por. Mieczysława Woronowicza (historia zatoczyła koło, Woronowicz – Sołtysik - Woronowicz), tworzył i szkolił ostatni szwadron w PRL w ramach KBW. Po jego likwidacji zajął się pacą trenera sportu konnego w Legii Warszawa.

Obaj ci Panowie wywarli wielki wpływ na Szwadron a także na moją kawaleryjską historię. Z wielkim taktem udzielali mi porad, jak szkolić kawalerię, która odrodziła się w naszym wojsku po 52 latach nie istnienia. Obaj weterani całe swoje życie spędzili przy koniach szkoląc kawalerię a gdy jej zabrakło zajmując się sportem jeździeckim. Ich wieloletnie doświadczenie i akceptacja mojej pracy były zawsze dla mnie wielką pomocą.

            Te spostrzeżenia z czasu powstawania SKWP to zaledwie czubek góry lodowej, jaką jest historia tego pododdziału i historia odbudowywania kawalerii w Wojsku Polskim. Historia ta trwa cały czas i jest dowodem na to, że łatwo jest coś zniszczyć ale odtworzenie tego po pół wieku nie istnienia to istna epopeja, która czeka na swoją księgę.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            rtm. Robert Woronowicz 


10.11.2000 r. SKWP, Wręczenie proporca
(pierwszy występ Szwadronu
 na pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego)

Por. Robert Woronowicz w barwach SKWP jako oficer zafrontowy.
W tle ułan Kuśmierek i Ochotnicze 11 P. Uł.


Dowódca Szwadronu Por. Tomasz Jękalski
 na skrzydle Szwadronu 

Weterani wręczają ostrogi ułanom Szwadronu.

Ułani przypinają otrzymane ostrogi.

Dowódca Szwadronu prezętuje otrzymany proporzec.

Poczet proporcowy czeka na wręczenie proporca.

Po wręczeniu proporca.