wtorek, 6 października 2015


Wiersze pana Remyego Van Ardena.

   Nie jest to tekst kawaleryjski ale historyczny. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku w towarzystwie mojej rodziny (siostry ojca) zaczął się pojawiać pan Remy Van Arden. Człowiek o bardzo interesujących losach życia. Informacje pochodzą od mojej rodziny, to co zapamiętali z opowieści Pana Remyego. Był to Polak, urodzony w Poznaniu, w XX-leciu międzywojennym. Przed II Wojną wyemigrował do Kanady. Nazwisko przyjął od nazwiska żony Holenderki. Brał udział w wojnie, jako pilot kanadyjskiego RAF-u. Przyjaźnił się z polskim pilotem, który zginął w akcji. Po wypadku lotniczym (może zestrzeleniu) walczył w szeregach II Korpusu gen. Andersa we Włoszech. Do Polski wrócił w latach siedemdziesiątych, ale potem wrócił do Kanady. Pewnego razu wyrecytował dwa swoje wiersze, napisane w latach pięćdziesiątych. Poprosiłem go aby mi je podyktował. Kartka z wierszami zaginęła wiele lat temu. Utwory te recytowałem kilka razy na imprezach studenckich w latach 1980/81. Mutacja, która pozwala mi zapamiętywać utwory wierszowane (np. piosenki, bez konieczności korzystania ze śpiewnika) spowodowała, że wiersze zostały w mojej głowie. Przypomniałem je sobie teraz i pomyślałem , że szkoda aby słuch o nich zaginął. Dla czytelnika młodego będą lekcją historii, może niezbyt zrozumiałą ale czytelnicy, którzy jak ja, przeżyli w państwie komunistycznym pół życia (lub więcej) przypomną sobie ten trudny a ciekawy czas.



Partia czuwa

Na płotach, placach, na masówkach
Podlane swadą i patosem
Błyszczą slogany i cytaty
Podlane gęsto wschodnim sosem,
Lecz jeden slogan wciąż i wszędzie
Na samo czoło się wysuwa,
Prosty i brzmiący jak memento,
Śpijcie spokojnie, Partia czuwa!”

Spiker w głośniku chrypi, charczy,
Grzmi nieustanną tyrad gamą:
Pokój, z pokojem, dla pokoju.
W kółko, bez sensu, wciąż to samo.
Jutrzenka, ojciec, słońce świata
Przyszłość i nam i wam wykuwa,
Tłumom wyjącym na komendę.
Wyjcie spokojnie, Partia czuwa!”

A gdy nastanie noc ponura,
Wolna od wieców i masówek,
Miasto struchlałe nasłuchuje
W ciszy warkotu ciężarówek.
I dreszcz raz po raz ciałem wstrząsa
i serce lęku mgłą zasnuwa,
Czy to już dziś, czy może jutro?
Drżyjcie spokojnie, Partia czuwa!”

A gdzieś pod ziemią
W dusznym lochu
Normalnym trybem noc się toczy,
Znów przesłuchanie setne z rzędu,
Znów setny z rzędu kułak w oczy.
A potem znów ta sama ręka
Papier z zeznaniem ci podsuwa
Podpisz!”, znów kułak drugi, trzeci.
Bijcie spokojnie, Partia czuwa !”

A gdzieś daleko w głębi tundry,
Gdzie tylko mróz po nocach budzi
W głębi baraków tłum milczący
Na wpół szkieletów, na wpół ludzi.
Szkorbut żre ciało aż do kości,
Cynga już serce, mózg zatruwa.
Slogan się tylko skrzy w ciemności:
Gnijcie spokojnie, Partia czuwa!”



Śrubka

Pewnego razu siedzę i czytam gazetę, wtem do głowy
Wpada mi wynalazek, mówię wam, epokowy.
Aż pomyśleć nie sposób, że dotąd nikt na świecie
Nie wpadł na to przede mną, dopiero ja pierwszy, wiecie.
A było to tak.

Pisało w londyńskim Daily Expresie,
Że towarzysz Iliczew, na moskiewskim kongresie,
Określając Stalina jako szkodliwą postać,
Rzekł na koniec swej mowy – ”pomniki mogą zostać”.

Więc ja to czytam, myślę i mimo woli popod
Tymi słowami widzę straszny sowiecki kłopot.
Od Kamczatki po Sopot, od Tuły do Szczecina,
Wszędzie, gdzie człowiek splunie, sterczy pomnik Stalina:
Z alabastru, granitu, gipsu, marmuru, miedzi,
A na każdym pomniku stoi, kuca czy siedzi
Z alabastru, żelaza, spiżu, lazuli lapis
Stalin a pod Stalinem na każdym cokole napis:
Naród Swemu Słoneczku”, „Geniuszowi – rodacy”,
Stalin ere pronius”, jak powiedział Horacy.
Od Kamczatki do Tuły, od Swierdłowska po Sopot,
Wszędzie pomnik szubrawca, strasznie drażliwy kłopot.

I nagle prosto z głowy – błysk tyle, że bez trzasku,
Olśniła mnie genialna prostota wynalazku.
Wszak radzieccy przywódcy, obojętnie który,
Mają taki sam wygląd i wymiary figury,
Z postury ich nie odróżnisz, pojedynczo czy w grupce,
Różnica tylko w głowie a więc głowa na śrubce.
Zastanówcie się, jaka przemyślność w tym bezcenna,
Ciało nie ważne, ważna głowa, głowa wymienna.

Stoi sobie na przykład pomnik szkodnika Stalina,
A więc w nocy przyjeżdża robociarska drużyna,
W rodzaju pogotowia, z własnym specjalnym wózkiem,
Z rozkładaną drabinką, z dużym kluczem francuskim,
Z oliwiarką i szprajcą, cały zabieg niewielki,
Odgwintowali śrubę, odłączyli uszczelki
Dopasowali mutrę, ot! cała maszyneria.
Skończyli, pojechali a na pomniku Beria.
Stoi Beria ten miesiąc, okazuje się zdrajca.
Nic nie szkodzi, przyjeżdża wózek, drabinka, szprajca,
Klucz francuski i dłuto, oliwiarka i mutra.
Beria stał tam do dzisiaj, Chruszczow stoi od jutra.
Naród Swemu Słoneczku” – za miesiąc lud się dowie,
Że Chruszczow drań, nie szkodzi przyjedzie pogotowie,
Zmienią głowę i będzie Trocki czy Woroszyłow,
Zinojew, Malinowski, kolega Minc, Szapiłow,
Tuchaczewski, Bucharin, Bela Kun czy Jahoda.
Ludzie, za każdym razem zmieniać pomniki szkoda,
Pomnik w mieście na skwerze najśliczniejsza ozdóbka,
Różnica tylko w głowie, wystarczy jedna śrubka.

Za taki wynalazek należy mi się, jak sądzę,
Nagroda, nie w pieniądzach, coś więcej niż pieniądze,
Odznaczenie bardziej zaszczytne i uroczyste –
Złoty Order Lenina. No tak, tak zaiste,
To byłoby właściwe, to byłoby dowcipne,
A ja i tak wiem z góry, gdzie ja go sobie przypnę.