wtorek, 4 marca 2025

Zapomniana uroczystość

czyli udział Ochotników Szwoleżerów w pogrzebie gen. Kazimierza Pułaskiego w Sawannach w USA, wrzesień – październik 2005 r.                                                                                                                                  Zacznijmy od Polaków w powstaniu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Chodzi oczywiście o Tadeusza Kościuszkę i Kazimierza Pułaskiego. O ile u nas w Polsce mówi się przede wszystkim o pierwszym z nich, to w USA na pierwszym miejscu stoi Kazimierz Pułaski, który dla Amerykanów i armii amerykańskiej jest ojcem i twórcą ich kawalerii. Generał Pułaski został śmiertelnie ranny w szarży pod Sawannach (11.10.1779 r.), rannego przetransportowano na amerykański okręt wojenny, na którym zmarł. Trwała wojna, śmierć żołnierza była jej trwałym składnikiem, nikt nie zapisał co stało się z ciałem Generała. Po wojnie przyjęto, że odbył się tradycyjny pogrzeb morski bez żadnej uroczystości. Sprawą tą zainteresował się w drugiej połowie ubiegłego wieku polonijny historyk (nie pamiętam nazwiska). Stwierdził on, że regulamin w tamtych czasach nakazywał, że  jeżeli ląd był w zaoczeniu należało chować zmarłych na lądzie. Dalsze dociekania historyka zaowocowały informacją, iż w cokole pomnika poświęconego śmierci Generała a wstawionego w Sawannach w latach dwudziestych XIX w. znajduje się skrzynia, w której umieszczono pamiątki po nim. Jakie, to nie było wyraźnie określone. Korzystając z tego, że na przełomie XX i XXI wieków polonia amerykańska rozpoczęła remont pomnika, w jego cokole odkryto skrzynię a w niej męski szkielet. Ponieważ nie udało się potwierdzić tożsamości szkieletu przy pomocy kodu DNA, na podstawie śladu po kuli na kości udowej (Generał zginął od postrzału w pachwinę)  przyjęto, że to szkielet Kazimierza Pułaskiego. Zdecydowano zorganizować pierwszy w historii, oficjalny pogrzeb tej tak ważnej dla historii amerykańskiej postaci. Zwrócono się do polonii oraz ambasady polskiej z propozycją wzięcia udziału w organizacji tego przedsięwzięcia. Przyjęto, że w tej uroczystości powinna wziąć udział konno polska kawaleria. W II RP imieniem Kazimierza Pułaskiego szczycił się 9 Pułk Strzelców Konnych w Grajewie. Jednak żyjący weterani tego pułku nigdy nie jeździli konno bo wstąpili do pułku w konspiracji, już w czasie wojny, zaś współcześni ochotnicy zajmowali się skutecznie pracą wydawniczą,  organizując druk książek o kawalerii. Weterani (trzech starszych panów, pod opieką jednego młodego ochotnika) zostali zaproszeni na uroczystość ale to nie rozwiązywało kwestii polskiej reprezentacji konnej. Wojsko posiadało wprawdzie reprezentacyjny szwadron kawalerii ale wysłanie sześciu ułanów (na koszt państwa) wiązało by się z wysłaniem wraz z nimi kilku pułkowników „opiekunów”. W ośrodku jeździeckim, gdzie szkolił się szwadron wojskowy funkcjonował jednak Ochotniczy Szwadron Kawalerii im. 1 Pułku Szwoleżerów JP, szkolony przez tego samego komendanta wyszkolenia kawaleryjskiego co szwadron wojskowy. Zdecydowano by do USA pojechała sekcja ochotników, pod swoją własną opieką.

   Skład sekcji reprezentacyjnej: Robert Woronowicz, Karol Taube, Piotr Skwira, Sławomir Marcysiak, Andrzej Waś, Jakub Łazarowicz. Lecieliśmy Lotem na koszt MSZ, mogliśmy zabrać nadprogramowy bagaż bo każdy z nas oprócz munduru, długich butów zabierał ze sobą rząd kawaleryjski wz. 36, zabraliśmy ze sobą także trzy rozkręcane lance wz. 1913/002. Po przyleceniu do Nowego Jorku zostaliśmy przejęci przez  przedstawiciela  ambasady polskiej i przewiezieni do Waszyngtonu. Tam zostaliśmy zakwaterowani w domku ambasady w oczekiwaniu na transport do Sawannach, gdzie miał się odbyć pogrzeb Generała. Następnego dnia, w mundurach ale pieszo wzięliśmy udział w  paradzie „Pulaski Day” w Filadelfii i spotkaniu z miejscową polonią.  Z Warszawy dostaliśmy wspaniałą wiadomość, że w rozgrywanych w tym czasie  V Kawaleryjskich Mistrzostwach Polski MILITARI, pierwsze miejsce zajął nasz reprezentant, szwoleżer Krzysztof Woronowicz (mój syn) na mojej klaczy Dumka. Podbudowani tą informacją ruszyliśmy do Sawannach w polskim stylu tzn. samochodem (ponad 1000 km) a nie samolotem. Jechaliśmy dwoma busami ambasady, w jednym wszystkie nasze bagaże a w drugim my czyli 10 osobowa delegacja (dorosłych facetów) na 6 miejscach. Po całodziennej podróży dotarliśmy do celu  do koszar Gwardii Narodowej, gdzie zostaliśmy zakwaterowani.   

   W Savannah zajęła się nami Polonia Amerykańska. Komandor w stanie spoczynku Marynarki Wojennej USA ( weteran II Wojny Światowej ) zaprosił nas na regionalny obiad (kraby, krewetki, kukurydza, ziemniaki wymieszane razem ). Tu mieliśmy po raz pierwszy do czynienia z zamieszaniem wywołanym przez nasze stopnie wojskowe. Ja i Karol Taube, porucznicy rezerwy mieliśmy na naramiennikach po trzy gwiazdki. W Armii USA, gwiazdki są tylko na naramiennikach generałów. Uczestnicy obiadu w restauracji myśleli, że weszło dwóch generałów z Polskiej Armii.

   W Savannah otrzymaliśmy znakomite konie (do polowań par force ) z południowej Georgii na których wzięliśmy udział, jako asysta w przewożeniu szczątków Generała Pułaskiego w czasie uroczystości pogrzebowych. W pogrzebie brali również udział przedstawiciele kawalerii pancernej i powietrznej Armii USA. Po pogrzebie zostaliśmy zaproszeni na uroczystą kolację na niszczycielu rakietowym US Navy. Tu nasze gwiazdki na naramiennikach wywołały poruszenie wśród amerykańskich uczestników rautu, dopóki nie wyjaśniliśmy różnic w oznaczaniu stopni wojskowych w naszych armiach. Następnego dnia wróciliśmy do Waszyngtonu. Znów urocze 1300 km w sześcioosobowym busie w dziesięciu dorosłych mężczyzn. Amerykanie takie odległości pokonują samolotem. Po dwóch dniach zwiedzania Waszyngtonu wróciliśmy samolotem do Polski.

 

                                                            Rtm. Robert Woronowicz

 

 

                     




Poczet Sztandarowy 1 P. Szw. JP.


Laweta z trumną Generała
Kadeci Pułaskiego

Amerykanie w strojach z epoki.

Poczet przed kościołem.