Zapomniana
uroczystość
czyli
udział Ochotników Szwoleżerów w pogrzebie gen. Kazimierza Pułaskiego w
Sawannach w USA, wrzesień – październik 2005 r. Zacznijmy od Polaków w
powstaniu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Chodzi oczywiście o Tadeusza
Kościuszkę i Kazimierza Pułaskiego. O ile u nas w Polsce mówi się przede
wszystkim o pierwszym z nich, to w USA na pierwszym miejscu stoi Kazimierz
Pułaski, który dla Amerykanów i armii amerykańskiej jest ojcem i twórcą ich
kawalerii. Generał Pułaski został śmiertelnie ranny w szarży pod Sawannach
(11.10.1779 r.), rannego przetransportowano na amerykański okręt wojenny, na
którym zmarł. Trwała wojna, śmierć żołnierza była jej trwałym składnikiem, nikt
nie zapisał co stało się z ciałem Generała. Po wojnie przyjęto, że odbył się
tradycyjny pogrzeb morski bez żadnej uroczystości. Sprawą tą zainteresował się
w drugiej połowie ubiegłego wieku polonijny historyk (nie pamiętam nazwiska).
Stwierdził on, że regulamin w tamtych czasach nakazywał, że jeżeli ląd był w zaoczeniu należało chować
zmarłych na lądzie. Dalsze dociekania historyka zaowocowały informacją, iż w
cokole pomnika poświęconego śmierci Generała a wstawionego w Sawannach w latach
dwudziestych XIX w. znajduje się skrzynia, w której umieszczono pamiątki po
nim. Jakie, to nie było wyraźnie określone. Korzystając z tego, że na przełomie
XX i XXI wieków polonia amerykańska rozpoczęła remont pomnika, w jego cokole
odkryto skrzynię a w niej męski szkielet. Ponieważ nie udało się potwierdzić
tożsamości szkieletu przy pomocy kodu DNA, na podstawie śladu po kuli na kości
udowej (Generał zginął od postrzału w pachwinę)
przyjęto, że to szkielet Kazimierza Pułaskiego. Zdecydowano zorganizować
pierwszy w historii, oficjalny pogrzeb tej tak ważnej dla historii
amerykańskiej postaci. Zwrócono się do polonii oraz ambasady polskiej z
propozycją wzięcia udziału w organizacji tego przedsięwzięcia. Przyjęto, że w
tej uroczystości powinna wziąć udział konno polska kawaleria. W II RP imieniem
Kazimierza Pułaskiego szczycił się 9 Pułk Strzelców Konnych w Grajewie. Jednak
żyjący weterani tego pułku nigdy nie jeździli konno bo wstąpili do pułku w
konspiracji, już w czasie wojny, zaś współcześni ochotnicy zajmowali się
skutecznie pracą wydawniczą, organizując
druk książek o kawalerii. Weterani (trzech starszych panów, pod opieką jednego
młodego ochotnika) zostali zaproszeni na uroczystość ale to nie rozwiązywało
kwestii polskiej reprezentacji konnej. Wojsko posiadało wprawdzie
reprezentacyjny szwadron kawalerii ale wysłanie sześciu ułanów (na koszt
państwa) wiązało by się z wysłaniem wraz z nimi kilku pułkowników „opiekunów”. W
ośrodku jeździeckim, gdzie szkolił się szwadron wojskowy funkcjonował jednak
Ochotniczy Szwadron Kawalerii im. 1 Pułku Szwoleżerów JP, szkolony przez tego
samego komendanta wyszkolenia kawaleryjskiego co szwadron wojskowy. Zdecydowano
by do USA pojechała sekcja ochotników, pod swoją własną opieką.
Skład sekcji reprezentacyjnej: Robert
Woronowicz, Karol Taube, Piotr Skwira, Sławomir Marcysiak, Andrzej Waś, Jakub
Łazarowicz. Lecieliśmy Lotem na koszt MSZ, mogliśmy zabrać nadprogramowy bagaż
bo każdy z nas oprócz munduru, długich butów zabierał ze sobą rząd kawaleryjski
wz. 36, zabraliśmy ze sobą także trzy rozkręcane lance wz. 1913/002. Po
przyleceniu do Nowego Jorku zostaliśmy przejęci przez przedstawiciela ambasady polskiej i przewiezieni do
Waszyngtonu. Tam zostaliśmy zakwaterowani w domku ambasady w oczekiwaniu na
transport do Sawannach, gdzie miał się odbyć pogrzeb Generała. Następnego dnia,
w mundurach ale pieszo wzięliśmy udział w
paradzie „Pulaski Day” w Filadelfii i spotkaniu z miejscową polonią. Z Warszawy dostaliśmy wspaniałą wiadomość, że
w rozgrywanych w tym czasie V
Kawaleryjskich Mistrzostwach Polski MILITARI, pierwsze miejsce zajął nasz
reprezentant, szwoleżer Krzysztof Woronowicz (mój syn) na mojej klaczy Dumka.
Podbudowani tą informacją ruszyliśmy do Sawannach w polskim stylu tzn.
samochodem (ponad 1000 km) a nie samolotem. Jechaliśmy dwoma busami ambasady, w
jednym wszystkie nasze bagaże a w drugim my czyli 10 osobowa delegacja
(dorosłych facetów) na 6 miejscach. Po całodziennej podróży dotarliśmy do
celu do koszar Gwardii Narodowej, gdzie
zostaliśmy zakwaterowani.
W Savannah zajęła się nami Polonia
Amerykańska. Komandor w stanie spoczynku Marynarki Wojennej USA ( weteran II
Wojny Światowej ) zaprosił nas na regionalny obiad (kraby, krewetki, kukurydza,
ziemniaki wymieszane razem ). Tu mieliśmy po raz pierwszy do czynienia z
zamieszaniem wywołanym przez nasze stopnie wojskowe. Ja i Karol Taube,
porucznicy rezerwy mieliśmy na naramiennikach po trzy gwiazdki. W Armii USA,
gwiazdki są tylko na naramiennikach generałów. Uczestnicy obiadu w restauracji
myśleli, że weszło dwóch generałów z Polskiej Armii.
W Savannah otrzymaliśmy znakomite konie (do
polowań par force ) z południowej Georgii na których wzięliśmy udział, jako
asysta w przewożeniu szczątków Generała Pułaskiego w czasie uroczystości
pogrzebowych. W pogrzebie brali również udział przedstawiciele kawalerii
pancernej i powietrznej Armii USA. Po pogrzebie zostaliśmy zaproszeni na uroczystą
kolację na niszczycielu rakietowym US Navy. Tu nasze gwiazdki na naramiennikach
wywołały poruszenie wśród amerykańskich uczestników rautu, dopóki nie
wyjaśniliśmy różnic w oznaczaniu stopni wojskowych w naszych armiach.
Następnego dnia wróciliśmy do Waszyngtonu. Znów urocze 1300 km w
sześcioosobowym busie w dziesięciu dorosłych mężczyzn. Amerykanie takie
odległości pokonują samolotem. Po dwóch dniach zwiedzania Waszyngtonu
wróciliśmy samolotem do Polski.
Rtm. Robert Woronowicz
![]() |